Arbitraż to jedna z ciekawszych metod inwestycyjnych, ponieważ z definicji oznacza zysk przy braku ryzyka. Jak to możliwe? Postaram się wyjaśnić. Jednak trzon tego artykułu i przykłady z moich własnych inwestycji opierać się będą na pseudo-arbitrażu, jakiego dokonywałem jakiś czas temu na certyfikatach inwestycyjnych. Nie był on wolny od ryzyka, ale ryzyko to było dość ograniczone, stąd moje zainteresowanie tego typu inwestycją.
.
Co to jest arbitraż?
Najprościej mówiąc jest to zawarcie dwóch lub więcej transakcji, które pozwalają na wypracowanie zysku bez ryzyka. Zazwyczaj są to transakcje na to samo dobro, ale dokonywane w różnych miejscach lub za pomocą różnych instrumentów finansowych. Cała trudność w arbitrażu polega na znalezieniu takich miejsc, gdzie można zawrzeć dwie przeciwstawne transakcje, które oddzielone są od siebie na tyle szerokimi widełkami by zagwarantować zysk. Przykład ewidentnie potrzebny 🙂
Załóżmy, że w jednym domu maklerskim dostępny jest kontrakt na pszenicę i można go kupić za 10 PLN, a w innym domu maklerskim jest ten sam kontrakt za 9 PLN (w przykładzie pomijam prowizję). Jeśli uda się w tym samym czasie kupić i sprzedać ten sam kontrakt w dwóch miejscach po różnych cenach, to zarobisz na tym, ponieważ ceny w końcu się zrównają. Oczywiście to tylko teoria i kupno tego samego instrumentu po różnych cenach jest praktycznie niemożliwe, ale możliwe jest kupowanie instrumentów podobnych, ale notowanych na różnych rynkach. Tutaj na przykład opisana jest możliwość arbitrażu za pomocą kontraktów terminowych na indeksy.
.
Arbitraż na certyfikatach inwestycyjnych
W 2010 roku zauważyłem pewną ciekawą zależność pomiędzy rynkiem metali szlachetnych a notowaniami certyfikatów inwestycyjnych. Zanim jednak wyjaśnię o co chodzi, to zacznę od podstaw. Na pewno wiesz, że na rynku dostępne są fundusze inwestycyjne. Najbardziej popularne z nich to fundusze inwestycyjne otwarte. Istnieje jednak również rynek funduszy inwestycyjnych zamkniętych, tak zwanych FIZów, które różnią się od publicznych tym, że wypuszczane są w emisjach. Zakupu FIZu dokonuje się podczas emisji certyfikatów, a emisja może być skierowana do wszystkich, lub też do wybranych inwestorów. Może także być ograniczona progiem minimalnym, na przykład 50 tys. PLN. Teraz ważne: certyfikat inwestycyjny jest to papier wartościowy reprezentujący jedną jednostkę określonego funduszu inwestycyjnego i może być notowany na giełdzie. Jest to jedyna sensowna możliwość zakupu funduszu zamkniętego, który nie prowadzi już emisji nowych jednostek funduszu. Dodatkowo jest to także okazja do sprzedaży certyfikatów, jeśli ktoś nie chce lub nie może czekać do dnia wykupu (zazwyczaj certyfikaty można sprzedać w funduszu tylko raz w miesiącu). Możliwość kupowania i sprzedawania certyfikatów na giełdzie jest zależna od towarzystwa inwestycyjnego. Fundusz nie ma obowiązku rejestrowania certyfikatów na GPW. Niektóre to robią, inne nie.
Dom maklerski Investors właściwie od początku trzymał się tego, że certyfikaty były systematycznie rejestrowane na GPW, co dawało możliwość kupna lub sprzedaży jednostek funduszu bez konieczności oczekiwania na dzień wykupu i wyceny, który zawsze przypadał na ostatni dzień miesiąca. Investors mają w swojej ofercie kilka funduszy zamkniętych, ale dziś najbardziej interesuje nas fundusz Investor GOLD FIZ. W statucie funduszu możemy przeczytać, że fundusz inwestuje w instrumenty zależne od ceny metali szlachetnych, a konkretnie:
“Fundusz inwestuje w wystandaryzowane instrumenty pochodne notowane na rynkach regulowanych lub zorganizowanych, których cena zależy bezpośrednio lub pośrednio od ceny rynkowej walut obcych oraz od ceny rynkowej następujących metali szlachetnych: złota, srebra, platyny i palladu.“
Rok 2010 to był okres dość dynamicznych ruchów na złocie i innych metalach szlachetnych, pomyślałem więc, że warto zastanowić się nad transakcją arbitrażową. Z jednej strony mogę dokonać zakupu certyfikatów inwestycyjnych, a z drugiej strony mogę kupić kontrakt terminowy INV GOLD FIZ. Podekscytowany zacząłem analizować kursy złota i kursy funduszu w poszukiwaniu korelacji. Niestety nie mogę znaleźć moich notatek z tamtego okresu, ale korelacja była dość duża. Jak kurs złota rósł, to kurs certyfikatu także rósł. Czytałem dokładnie opisy inwestycji funduszu, publikowanych co kwartał, i wiedziałem że fundusz ma większość pieniędzy ulokowanych w akcje kopalń złota. Logiczne było więc, że jeśli cena samego złota rośnie, to rosną ceny akcji, a tym samym rośnie wartość funduszu. Jeśli więc udałoby mi się kupić certyfikaty funduszu oraz kontrakt terminowy na złoto z odpowiednio dużym rozstrzałem, to mogłem na tym zarobić. Oczywiście nie był to czysty arbitraż, ponieważ cena certyfikatów była tylko skorelowana ze złotem, a nie ściśle powiązana. Mogło się zdarzyć tak, że złoto wzrosło o 10%, a certyfikaty tylko o 5%. Mentalnie akceptowałem taki scenariusz, choć z danych historycznych wynikało, że taka sytuacja jest mało prawdopodobna. Plan więc był taki: ceny certyfikatów nie poruszają się w trybie ciągłym zgodnie ze zmianami cen złota. Po pierwsze dlatego, że płynność na certyfikatach jest niska, a po drugie dlatego, że wycena certyfikatów następuje raz w miesiącu, a więc nagły skok ceny złota jednego dnia nie musi oznaczać lepszej wyceny certyfikatu, ponieważ cena złota za 3 dni może spaść. Dlatego szczególnie w pierwszej połowie miesiąca cena certyfikatu pozostawała w znacznym stopniu “nieczuła” na ruchy cen złota. Tego właśnie szukałem 🙂
Należało więc śledzić cenę złota oraz certyfikatów i w przypadku większego ruchu powodującego rozjazd w wartościach obu instrumentów dokonać jednoczesnego zakupu (jeśli to możliwe i pozwalała na to płynność rynku) certyfikatów inwestycyjnych i kontraktu na złoto o tej samej wartości. W przypadku dalszego wzrostu ceny złota traciłem pieniądze na kontrakcie (kontrakt kupowałem zawsze na spadki), a zarabiałem na kontraktach. Jeśli cena złota spadała, to zarabiałem na kontrakcie, ale traciłem na certyfikatach. Było mi w związku z tym obojętne jak będzie się zmieniał kurs. Zysk z takich transakcji opierał się na różnicy pomiędzy relatywną ceną złota, a ceną certyfikatu w momencie zakupu. Liczyłem, że na koniec miesiąca ta różnica zostanie w znacznym stopniu (niekoniecznie w całości) zniwelowana, czyli najprościej mówiąc zakładałem, że certyfikaty są warte więcej niż ich aktualny kurs na giełdzie.
Przykład:
Pierwszego zakupu dokonałem 29 września 2010 roku, a sytuacja tego dnia wyglądała tak:
Złoto: kosztowało 1308. Kurs z 31 sierpnia (poprzedni dzień wyceny certyfikatów) to 1239, co daje wzrost o około 5,5%.
INV GOLD FIZ: certyfikaty kosztowały 2120, a poprzednia wycena wynosiła 2086, co daje wzrost o około 1,6%.
Różnica pomiędzy wzrostem ceny złota, a wzrostem ceny certyfikatu wynosiła więc prawie 4%, i właśnie to 4% chciałem zgarnąć dla siebie. Problem polegał jedynie na tym, że nie mogłem sprzedać certyfikatów po nowej cenie, która miała być ogłoszona 30 września. Zgodnie ze statutem funduszu musiałem czekać ze sprzedażą aż do końca października i trzymać kciuki aby kurs złota i cena certyfikatu nie rozjechały się bardziej niż 4%.
Wycena certyfikatów z dnia 30 września 2010 to 2216,49, a więc wzrost o około 6,2%. Było dobrze. Musiałem jednak odczekać jeszcze miesiąc by zamknąć transakcję. Oto jak kształtowały się ceny obu instrumentów na koniec października:
Złoto: 1359,2; kontrakt na spadki kupiłem za 1308, co oznacza stratę 3,9% (przypominam, że kontrakt na złoto był spadkowy, a więc tracił na wzrostach cen i zarabiał na spadkach).
INV GOLD FIZ: 2398,91. Certyfikaty kupiłem za 2120, co oznacza zysk 13,1%. Zamykając obie transakcje zrealizowałem zysk na poziomie 9%. Sporo więcej niż się spodziewałem.
Zaskoczony dużo większą zmianą ceny poszukałem co może być tego przyczyną i szybko odkryłem, że moje początkowe założenie były błędne. Korelacja z kursem złota występowała, jak najbardziej, ale o wiele trafniejszą korelacją była mieszanka ceny złota i srebra, a srebro w tamtym okresie szalało i to ono było odpowiedzialne za te ponadprzeciętne wzrosty. Miałem szczęście, powinienem zauważyć to wcześniej.
.
Zachęcony dobrym wynikiem już po pierwszej wycenie (z 30 września), dokonałem takiego samego zagrania w październiku, tym razem zerkając również na cenę srebra i kupując kontrakty zarówno na złoto jak i na srebro.
19 października cena złota wzrosła od początku miesiąca o 4,5%, cena srebra o 11,5%, a certyfikaty wzrosły tylko o 0,4%. Znów różnica wynosiła około 4%. Dokonałem kolejnego zakupu, który rozliczyłem na koniec listopada. Rozliczenie wyglądało tak: na złocie wyszedłem niemal na zero (cena prawie taka sama jak w dniu zakupu kontraktu), na srebrze straciłem 11,2% (było to około połowy wartości certyfikatów, bo kupowałem srebro i złoto mniej więcej pół na pół). Na certyfikatach zarobiłem 18,1%. Odejmując stratę na srebrze zarobiłem około 12%.
.
Podsumowanie
Takich samych transakcji dokonałem jeszcze w listopadzie (7% zysku) i grudniu 2010 (strata 3% – ceny certyfikatów w styczniu spadły dużo mocniej niż ceny kruszców) oraz w lutym 2011 (zysk około 4%). Później rynek złota się nieco uspokoił, a ceny certyfikatów przestały tak odbiegać od realnych cen kruszców. Po kilku miesiącach przestałem śledzić dokładnie te ruchy (nie pamiętam dlaczego, pewnie śledziłem inne możliwości inwestycyjne). Niemniej jednak udało mi się wyciągnąć z tych transakcji całkiem pokaźny zysk. To co jest tutaj najważniejsze, to fakt że nie byłbym w stanie tego zrobić gdybym nie miał wtedy odpowiedniej wiedzy o inwestycjach i finansach. Pisałem już wcześniej, że warto posiadać przynajmniej podstawową wiedzę finansową i stale ją poszerzać, ponieważ nigdy nie wiadomo kiedy trafi się na okazję. Ile takich okazji przejdzie Ci koło nosa jeśli nie będziesz potrafić dostrzec ich potencału? Warto przyglądać się rynkom, szukać nowych pomysłów i próbować swoich sił, bo możliwości jest wiele. Sam znów zaczynam przyglądać się różnym możliwościom arbitrażu lub pseudo-arbitrażu. Może znów uda się znaleźć coś ciekawego 🙂
Pamiętaj żeby inwestować tylko w to, co znasz. Przede wszystkim chroń swój kapitał. Inwestując w nieznane instrumenty finansowe narażasz się na ryzyko szybkiej utraty swoich środków. Jeśli ten artykuł jest dla Ciebie mało zrozumiały, to znaczy że musisz się dokształcić i nabyć trochę praktyki. Zawsze zaczynaj od jak najmniejszych wolumenów. W razie wpadki straty będą mniej bolesne, a zbierane doświadczenie jest niemal takie samo.
Informacje przedstawione na tej stronie internetowej są prywatnymi opiniami autorów i nie stanowią rekomendacji inwestycyjnych w rozumieniu Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 roku w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, ich emitentów lub wystawców (Dz. U. z 2005 roku, Nr 206, poz. 1715) .
Czytelnik podejmuje decyzje inwestycyjne na własną odpowiedzialność.
.