Muzyka jest mocno zakorzeniona w historii ludzkości. Wzmianki o niej dostępne są nawet w źródłach mających kilka tysięcy lat. Dziś, w erze cyfrowych nośników danych i przenośnych odtwarzaczy, w czasach kiedy niemal każde urządzenie elektroniczne jest zdolne do odtwarzania muzyki, a radio powoli staje się czymś, czego słuchają tylko “starzy ramole”, muzyka jest prawie tak powszechna jak powietrze, którym oddychamy. Oczywiście, podobnie jak powietrze, tak samo muzyka bywa lepsza i gorsza. Niektóre utwory są jak spacer po plaży, albo wycieczka po ścieżce gdzieś w górach, a inne jak przemarsz przez podziemne przejście w centrum miasta 🙂
U mnie w słuchawkach leci właśnie “Unforgiven II”, jest OK! 🙂
.
Czy muzyka ma na nas dobry wpływ?
To zależy 🙂 Jaki jest Twój cel? Co chcesz osiągnąć słuchając muzyki? Jakiej zmiany się spodziewasz? Na przykład pisząc ten tekst słucham mojej ulubionej składanki. Moje założenie jest takie, że muzyka ma mnie wprawić w dobry nastrój i sprawić, że to co napiszę będzie pozytywne i ciepłe. Ten efekt zostanie osiągnięty, wiem to z doświadczenia. Z drugiej strony wiem również, że słuchanie muzyki ma na mnie inny, mniej korzystny wpływ – ciężej jest mi się skupić. Dużo lepiej koncentruję się w ciszy, niż słuchając muzyki. Efektem ubocznym w moim przypadku będzie więc to, że napisanie tego artykułu zajmie mi pewnie trochę dłużej, niż gdybym robił to bez muzyki. Ale co tam, Limp Bizkit mowi mi żebym “Keep rollin!”, więc jedziemy dalej 🙂
Wiele osób uważa, że muzyka ich relaksuje, uspokaja, łagodzi nerwy, wprawia w lepszy humor. Często mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. Czy rzeczywiście? Zobaczmy co na to nauka.
.
Lekarze też ludzie i niektórzy z nich, ci bardziej postępowi, próbowali stosować muzykę w leczeniu swoich pacjentów już 100 lat temu. W 1914 roku zastosowano muzykę jako środek łagodzący ból i uspokajający pacjentów poddawanych operacjom chirurgicznym. Muzyka była im puszczana podczas operacji (wtedy pacjenci nie byli jeszcze usypiani). Podobno działała 😉
Dziś za to puszcza się muzykę aby uspokoić pacjentów przed operacją. Oczywiście zamiast muzyki można by wstrzyknąć im po prostu dawkę środka uspokajającego, ale ten niesie ze sobą ryzyko wystąpienia skutków ubocznych (na przykład w postaci dodatkowego pobudzenia, haha ;)), a muzyka… nie ma żadnych skutków ubocznych, żadnego ryzyka. Pytanie tylko… czy jest tak samo skuteczna?
Zrobiono więc badanie. Wzięło w nim udział 372 pacjentów oczekujących na operację. Część z nich otrzymała przed operacją doustną dawkę midazolamu, środka uspokajającego, a druga część w zamian słuchała uspokajającej muzyki. Okazało się, że muzyka zadziałała nawet lepiej niż lek. Po muzyce pacjenci mieli niższe wyniki w ankiecie oceniającej ich pobudzenie, niższe tętno i niższe ciśnienie krwi. Jeszcze raz przypomnę – żadnych skutków ubocznych. Midazolam za to… zacytuję za wikipedią:
Midazolam powoduje depresję krążenia, działając bezpośrednio na mięsień sercowy. W hipowolemii, ukrytej jak i jawnej, szybkie podanie pełnej dawki może spowodować istotny spadek ciśnienia. Lek ten powoduje zależną od dawki depresję oddychania, której stopień zależy od drogi podawania (najsilniejsza jest po podaniu dożylnym) i dawki. Depresja oddechowa jest łatwo odwracalna przez podanie flumazenilu. Rzadko opisywano wystąpienie splątania i niepamięci.
“Oh no I’ve said too much…” (kto zgadnie? :))
Inne badania pokazują, że muzyka może również łagodzić ból i strach u dzieci przed drobnymi zabiegami medycznymi, czy dentystycznymi, przy pobieraniu krwi, albo przy zastrzykach. Ilu rodziców chwytało się za serce patrząc jak ich dzieci zalewają się łzami na widok pielęgniarki ze strzykawką? Ja sam podnoszę rękę. A może wystarczyła by odrobina muzyki? Jedno wiem na pewno – tłumaczenia i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze działały na Hankę tylko do momentu, kiedy weszliśmy do gabinetu 😉
.
Czy każda muzyka działa tak samo?
Najwyraźniej nie. W pewnym badaniu postanowiono sprawdzić jak działa muzyka na osoby, u których występowała ostra reakcja alergiczna na lateks (czasami sobie myślę, że ci naukowcy to niezłe zgrywusy… skąd oni biorą te pomysły?). Okazało się, że u osób, u których przed wstrzyknięciem pod skórę odrobiny lateksu zastosowano 30-minutową terapię z Mozartem w roli głównej, reakcja na alergen była wyraźnie mniejsza. Co jeszcze ciekawsze: nie zaobserwowano podobnej poprawy u osób, które słuchały Beethovena! Oto wiadomość dla tych z Was, którzy są fanami muzyki klasycznej: Mozart > Beethoven! Badania nie kłamią 🙂
W jeszcze innym badaniu sprawdzano zmiany poziomu testosteronu u kobiet i mężczyzn słuchających różnych typów muzyki. Okazało się, że zmiany są różne w zależności od tego co wpada nam do ucha. Całkiem nieźle działa Mozart, muzyka jazzowa, muzyka pop, ale najlepiej spisały się ulubione utwory badanych osób – podczas ich słuchania testosteron u mężczyzn spadał aż o połowę. U kobiet z kolei wzrastał, przy czym tutaj muzyka jazzowa działała równie dobrze jak ulubione utwory.
Co to oznacza?
U mężczyzn wysoki poziom testosteronu łączy się z podwyższonym libido, poziomem aktywności, poszukiwaniem wrażeń i dominacji. Odgrywa również rolę w sterowaniu poziomem agresji. U kobiet natomiast zbadano, że poziom testosteronu jest wyższy po przytulaniu się z partnerem, niż po seksie, czy ćwiczeniach fizycznych.
.
Jeżeli więc słuchanie muzyki u mężczyzn powoduje spadek poziomu testosteronu, a u kobiet jego wzrost… to wynika z tego że muzyka faktycznie łagodzi obyczaje 🙂 Jeżeli coś Cię mocno zdenerwuje, to muzyka jest lekarstwem. Idziesz na rozmowę z szefem, albo z trudnym współpracownikiem? Posłuchaj wcześniej muzyki. Nie zaszkodzi!
Bo przecież gdyby muzyką nie dało się wpływać na ludzi, to nie puszczano by jej w supermarketach! 🙂
Kończę. W słuchawkach leci właśnie “I won’t become the thing that I hate”. Coś w tym jest 🙂 Ściskam!
.
Korzystasz z muzyki by wprawić się w określony nastrój? Jakich utworów słuchasz? Co na Ciebie działa? Co Ci pomaga, a co przeszkadza? Daj nam znać w komentarzu.
.
[toggler title=”Źródła” ]
http://nutritionfacts.org/video/music-as-medicine/
[/toggler]