Minęły już prawie dwa sezony odkąd zostałem trenerem Kadry Polski Juniorów w BnO (mierzę czas w sezonach, bo okres od kwietnia do lipca jest tym najbardziej pracowitym). Dla mnie na pewno nie był to czas zmarnowany, mam nadzieję, że dla moich podopiecznych również 🙂 Jesteśmy już w tym roku po dwóch najważniejszych imprezach (Mistrzostwach Europy [MEJ] i Mistrzostwach Świata [MŚJ]) i pomyślałem, że skuszę się na kilka słów podsumowania i wniosków z mojej strony. Będę miał pamiątkę na starość 🙂
.
“Będziesz trenerem, managerem, sekretarką i księgowym”
To usłyszałem, gdy rozmawiałem z innymi, dopytując się co mnie czeka, jeśli zostanę trenerem kadry. Traktowałem te słowa poważnie i z pełną świadomością zrobiłem krok w przód, a potem następny i następny. Wiele osób wyobraża sobie, że posada trenera, to coś jak w piłce nożnej, albo siatkówce – jest gość, który mówi wszystkim co mają robić, zagrzewa do boju, dokonuje krytycznych zmian w decydującym momencie i zgarnia za to kupę kasy. O ile w tych najpopularniejszych dyscyplinach sportowych to może być prawda, o tyle w wielu innych bycie trenerem wygląda zupełnie inaczej (a może tylko trochę inaczej?).
W biegu na orientację trener nie ma stałej pensji, tylko dostaje wynagrodzenie za dzień szkoleniowy, których w roku robię około 50 (w sezonie 2016 mam zaplanowanych 53, z czego 46 już jest za mną). Oczywiście nie są to pieniądze, za które można wyżyć, ale też nie dla pieniędzy zgłaszałem się na to stanowisko 🙂 Gdyby trener otrzymywał stałe wynagrodzenie (a są kraje, w których tak jest), to jestem pewien, że chętnych byłoby o wiele więcej i trudniej byłoby tę posadę dostać. Są więc jakieś plusy! 🙂
Mimo iż wynagrodzenie dostaje się tylko za dni szkoleniowe, to realnej pracy jest o wiele więcej. Każdy dzień szkoleniowy trzeba zaplanować, przygotować, ułożyć treningi, narysować trasy. Większość tych rzeczy robię wcześniej, przed wyjazdem, bo wiem, że na wyjeździe nie ma już na to dużo czasu. Gdy dwa razy dziennie jest trening i trzeba iść do lasu rozstawić i zebrać punkty, to wieczorem siłą rzeczy jest lekki dołek energetyczny.
Do tego każdy wyjazd trzeba samodzielnie zaplanować od strony organizacyjnej. Znaleźć odpowiedni nocleg pod względem ilości osób, bliskości map treningowych i odpowiedniej ceny, oczywiście. Zadbać o transport dla zawodników na treningi, stworzyć preliminarz akcji (taki plan i kosztorys), w którym uwzględnione są wszystkie planowane wydatki. Podczas obozu trzeba oczywiście wszystkich rozliczyć, a zawsze jest tak, że ten dojeżdża rano, tamten wieczorem, ten śpi na łóżku, a tamten na materacu i w rezultacie każdy wyjazd sprowadza się do dość rozbudowanego arkusza kalkulacyjnego ze szczegółowym rozliczeniem kto, co i komu musi zapłacić. Sam sobie robię tą robotę zezwalając na dołączanie do akcji zawodnikom spoza powołanego składu (czyli takim, którzy biorą w zgrupowaniu udział na koszt własny), ale ponownie, robię to świadomie, ponieważ chcę, aby jak najwięcej osób mogło na takim wyjeździe skorzystać i czegoś się nauczyć).
Po zakończeniu akcji trzeba ją oczywiście rozliczyć, zebrać wszystkie faktury i dokumenty,wysłać do biura Polskiego Związku Orientacji Sportowej. Przy imprezach mistrzowskich dochodzi do tego jeszcze wypełnienie dodatkowej dokumentacji zawierającej opis indywidualny każdego zawodnika, jego stopień przygotowania, mocne strony, spodziewany wynik. A po zakończonej akcji to samo, tylko już jako podsumowanie startu, tłumaczenie dlaczego nie wyszło 😉 i wnioski na przyszłość.
Na koniec mejle, telefony z zawodnikami i trenerami, oraz biurem PZOS, czyli cała otoczka informacyjna. To również zajmuje czas i to całkiem sporo.
Podsumowując powiedziałbym, że każda akcja zajmuje mi dodatkowo około 2-4 dni na działania przed i po. To czas, za który już nikt nie płaci 🙂 Tani jestem, ot co 😉
.
Ucząc innych uczysz siebie
Praca z młodzieżą to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie można robić w życiu. Osobiście czuję, że dzięki temu historia w pewien sposób zatacza krąg. Kiedyś ktoś uczył mnie, teraz ja uczę innych, a przyszłości oni, dzisiejsza młodzież, będą szkolić kolejne pokolenie. Podobne odczucie mam jako ojciec mojego dziecka i tak też trochę traktuję swoich podopiecznych z kadry, jako dzieci, które mam za zadanie wychować i wyszkolić.
Od początku postanowiłem, że oba aspekty będą dla mnie ważne. Na zgrupowaniach nie tylko uczymy się biegać, trzepać kilometry, czytać mapę i odróżniać muldę od noska, ale również uczymy się życia. Na wszystkich dłuższych wyjazdach staram się znaleźć przynajmniej raz czas na rozmowę nie o bieganiu, ale o życiu. Staram się również inspirować ich do działania, realizacji swoich marzeń, uczyć kultury i odpowiedniego zachowania, wrażliwości i optymizmu. Jak to wszystko wychodzi? Cóż, nie mnie to oceniać, to młodzież musiałaby się na ten temat wypowiedzieć 🙂 Mi pozostaje tylko mieć nadzieję, że coś z tych wyjazdów wynieśli, poszerzyli swoje granice, zobaczyli, że można na świat patrzeć w inny sposób. Z mojej perspektywy ważne jest to, że nikogo do niczego nie namawiam, nie rozkazuję, po prostu prowadzę dialog. To są na tyle inteligentni ludzie, że mogą podjąć własną, świadomą i przemyślaną decyzję, ja tylko dostarczam argumenty.
Na tych wszystkich wyjazdach z pewnością ja również się rozwinąłem. Nauczyłem się jeszcze lepiej obserwować ludzi i odczytywać ich samopoczucie na podstawie zachowania. Wciąż uczę się z nimi rozmawiać, szczególnie indywidualnie, kiedy przychodzą do mnie z prośbą o pomoc, lub gdy ja sam odciągam ich na bok i dopytuję co się dzieje. Zdaję sobie sprawę, że taka rozmowa może podziałać albo motywująco, albo dołująco, a granica między jednym a drugim jest strasznie cienka, czasami to jest jedno właściwe lub niewłaściwe słowo.
.
Porażki i sukcesy
Bycie trenerem nieodłącznie związane jest z oczekiwaniem sukcesów reprezentacji. Piłkarze do finału na EURO, skoczkowie do zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni, a biegacze na orientację po medale na MEJ i MŚJ. Nasz sport nie jest obecny tak powszechnie w mediach jak inne, więc mało się mówi o tym kto, gdzie i co może zdobyć, ale wiadomo jest, że oczekiwania zawsze jakieś są. Ja jestem osobą, która w takich przypadkach woli się miło zaskoczyć, niż zawieść, dlatego nigdy nie nastawiam się z góry na super wynik. Robię wszystko, aby przygotować młodzież jak najlepiej do startu, a reszta jest już tylko pochodną wykonanych treningów, nastawienia psychicznego i dyspozycji dnia. W BnO bardzo ważna jest chłodna głowa, dlatego celowo nie podsycam oczekiwań i nie podgrzewam atmosfery. Im bardziej skoncentrowany wybiegnie zawodnik na trasę, tym lepszy wynik osiągnie, a presja i ciężar oczekiwań zazwyczaj nie pomagają, a wręcz przeciwnie, przeszkadzają i nie pozwalają skupić się na mapie.
Zeszły rok zakończył się mało spektakularnie, Polska reprezentacja nie przywiozła żadnego krążka z dwóch najważniejszych imprez. Czy to była porażka? Dla mnie nie. Być może to nie dobrze, być może jako trener powinienem czuć się z tym źle, ale po co mam oszukiwać samego siebie – nie jest mi z tym źle i już. Priorytetem było i pozostaje dla mnie szkolenie młodzieży, a to czy przyniesie ono rezultat w postaci medalu na imprezie mistrzowskiej, czy nie, jest jakimś rezultatem, który jest dla mnie punktem odniesienia, ale nie jest celem samym w sobie. Prawdziwym celem jest wszechstronny rozwój zawodników, podtrzymywanie ich pasji i miłości do BnO. Teoretycznie realizując mój cel powinienem jednocześnie przybliżać zawodników jak najbardziej do dobrego wyniku na mistrzostwach i tego się właśnie trzymam.
W tym roku, mimo iż w przygotowaniach do startów mistrzowskich wiele się nie zmieniło, medale już się pojawiły, i to aż 5 (4 na MEJ i 1 na MŚJ). Wiele osób podchodziło do mnie i gratulowało mi osobiście medalu, co było bardzo miłe, ale tak naprawdę nie zrobiłem nic wyjątkowego, pracowałem tak samo jak w roku poprzednim, a wtedy mi nikt nie gratulował 🙂 Tak to właśnie wygląda 🙂 Poza tym muszę tutaj dodać bardzo ważną rzecz: ja pracuję z zawodnikami kilkanaście/kilkadziesiąt dni w roku, a resztę pracy wykonują ich trenerzy klubowi i to im przede wszystkim należą się gratulacje.
Tym samym przekazuję wszystkie ciepłe słowa, które otrzymałem od różnych ludzi, do trenerów klubowych naszych tegorocznych medalistów. Brawo!
Cieszę się, że mogłem w jakimś stopniu przyczynić się do końcowego wyniku, ale nie mam wątpliwości co do tego, że to nie ja pcham tą młodzież cały czas do przodu, zapierając się często nogami z całych sił i potykając na wybojach. W porównaniu z tym co robią trenerzy pracujący z nimi codziennie, mój wkład to lekkie popchnięcie, jedną ręką 😉
.
Pretensje i zarzuty
Czy łatwo jest być trenerem? Cóż, jak każda inna praca, ta również ma swoje wady i zalety. Dla mnie najtrudniejszymi momentami są te, w których muszę wybierać zawodników, których zabiorę ze sobą na wyjazd szkoleniowy lub imprezę mistrzowską. Zazwyczaj jest tak, że sytuacja nie jest klarowna i trzeba dokonać jakiegoś trudnego wyboru. Ktoś się z niego ucieszy, ktoś będzie zawiedziony. Trenerka lub trener niepowołanego zawodnika napiszą lub zadzwonią z pretensjami, własnymi argumentami, zarzutami. To normalne i po każdym powołaniu spodziewam się takich przykrych telefonów lub wiadomości, a mimo wszystko zawsze budzą one we mnie negatywne uczucia i psują mi humor. Ostatecznie zacząłem to traktować jako część tego co robię i przestałem się przejmować. Jeżeli moje argumenty nie trafiają do drugiej strony, to najwidoczniej nie nadajemy na tych samych falach. Zawsze mogą zgłosić swoją negatywną opinię do mojego pracodawcy, który jest dla mnie najlepszym buforem: albo powie mi, że moja decyzja jest ok, albo mnie zwolni 🙂
Takie podejście z jednej strony zdejmuje ze mnie presję, a z drugiej zmusza do tego, by decyzje były przemyślane, co jest dobre i dla mnie i dla zawodników 🙂 Trener nie może kierować się własnymi sympatiami, tylko dyspozycją i formą zawodników, potencjałem, szansą na sukces i wieloma innymi czynnikami, które zawsze staram się brać pod uwagę. Jeżeli sam czuję się dobrze z dokonanym wyborem przed wyjazdem, to wynik na zawodach już tego nie jest w stanie zmienić, ponieważ jest to “niesprawdzalne”. Nie wiadomo co by się wydarzyło, gdyby zamiast zawodnika X pojechał zawodnik Y. Może by pobiegł lepiej, a może gorzej, nie da się tego zweryfikować i nie da się nic udowodnić 🙂
.
Do zawodników – jesteście super! 🙂
Na koniec chciałby serdecznie podziękować za wszystkie wspólne wyjazdy zawodnikom, których miałem przyjemność trenować. Praca z Wami przerosła moje oczekiwania, była i jest o wiele fajniejsza, niż się spodziewałem, a to bardzo dużo. Wielu z Was jest pięknym przykładem dla mnie i dla innych, pokazujecie jak ciężko i wytrwale można pracować, aby osiągnąć swoje cele, ile wysiłku trzeba w to włożyć, ile trudności trzeba przezwyciężyć.
Ile razy trzeba zacisnąć zęby i iść na trening, gdy się nie chce? Gdy ledwo podnosicie nogi? Gdy pogoda jest fatalna? A mimo wszystko to robicie i już to jest dla Was zwycięstwem, każdy moment, w którym pokonujecie swoje słabości jest wygraną, która sprawia, że stajecie się lepsi. Po każdym wyjeździe dziękuję Wam za wspólnie spędzony czas i mówię, że było mi bardzo miło i to zawsze są całkowicie szczere słowa.
Tak trzymać i do zobaczenia na następnym wyjeździe! 🙂
.
1 Comment
Super Tomek, tak trzymaj!