Dlaczego oszczędzanie jest tak ważne? - część pierwsza - Jak Zdrowo Żyć

Dlaczego oszczędzanie jest tak ważne? – część pierwsza

Dlaczego oszczędzanie jest tak ważne? – część pierwsza

W artykule pod tytułem „Ile oszczędzać i gdzie szukać oszczędności” pisałem, że oszczędzanie to Twój obowiązek wobec Twoich bliskich i samego siebie. Pisałem też, że odkładane pieniądze to nie tylko zabezpieczenie, ale także dodatkowe źródło pasywnego przychodu. Dziś rozwinę ten wątek i wytłumaczę dlaczego tak uważam i co dokładnie mam na myśli.

 

Oszczędzanie jest ważne z kilku powodów. Oto one:

  1. Posiadanie oszczędności pozwala na spokojne myślenie o jutrze. Niespodziewane wydatki, czy nagła utrata pracy nie napawają już przerażeniem.
  2. Posiadanie oszczędności pozwala dokonywać zakupów bez kredytów i dodatkowych kosztów z kredytem związanych
  3. Zgromadzone pieniądze z biegiem czasu generują coraz większą porcję domowego budżetu jako przychód pasywny
  4. Oszczędności stanowią dodatkowe zabezpieczenie na emeryturze

Z uwagi na obszerność tematu postanowiłem nie omawiać wszystkich czterech punktów w jednym artykule, ale podzielić je na dwa. Dziś zajmę się pierwszymi dwoma punktami. Zapraszam serdecznie 🙂

 

“Poduszka pieniężna” to spokojna głowa

Posiadanie tak zwanej „poduszki pieniężnej” jako fundusz awaryjny na ciężkie czasy jest dla większości ludzi niezbędnym zabezpieczeniem z punktu widzenia ich poczucia bezpieczeństwa. Wielkość takiej rezerwy każdy powinien ustalić samodzielnie ale powszechnie przyjmuje się, że powinna ona być w stanie pokryć od 3 do 6 miesięcy wydatków. Zastanów się przez chwilę gdzie znajduje się Twój margines bezpieczeństwa. Jak sądzisz, ile miesięcy może Ci zająć znalezienie nowej pracy? Pomnóż tą wartość przez Twoje średnie miesięczne wydatki (lub Twojej rodziny, jeśli ją masz) i w ten sposób otrzymasz wartość swojej rezerwy bezpieczeństwa. Dla mojej rodziny ta wartość wynosi około 30 tys. PLN, co powinno pokryć nasze koszty życia na obecnym poziomie przez około pół roku (oczywiście w razie konieczności wykorzystania takiego budżetu na pewno postarałbym się drastycznie obciąć nasze wydatki, czyli przejść w tryb „super-oszczędny” – wtedy pieniędzy starczyłoby prawdopodobnie na trochę dłużej).
Dzięki poczuciu bezpieczeństwa jakie zapewnia mi poduszka pieniężna mogę skupić się na moich obowiązkach w pracy i poza nią i wykonywać je najlepiej jak potrafię, mogę prowadzić bezstresowe życie i zasypiać codziennie jak niemowlę 🙂

 

Fundusz ubezpieczeniowy

Drugim progiem bezpieczeństwa jest dla mnie „fundusz ubezpieczeniowy”. Co się stanie gdy ktoś z rodziny ciężko zachoruje, potrzebne będzie specjalistyczne leczenie, drogie i nierefundowane operacje, jakieś dziwne leki o których NFZ słyszał tylko z Internetu? Czasem można zobaczyć nagłówki artykułów w stylu: „W Polsce chcieli mu obciąć nogę. Niemieccy lekarze go wyleczyli!”. Może się też zdarzyć nieszczęśliwy wypadek i ja, czy Marysia możemy umrzeć. Może zdarzyć się wiele rzeczy, których prawdopodobieństwo wystąpienia jest małe, ale skutki są bardzo duże. Większość ludzi na taki wypadek się ubezpiecza. Na polskim rynku działa wiele firm ubezpieczeniowych oferujących ubezpieczenia na życie, ubezpieczenia od następstw nieszczęśliwych wypadków, i tak dalej. Agenci mający za zadanie sprzedaż polis ubezpieczeniowych znają się na swoim fachu i potrafią w bardzo przekonujący sposób opowiadać o tym dlaczego człowiek powinien się zabezpieczyć na każdą ewentualność. Kiedyś miałem takie ubezpieczenie, ale zrezygnowałem z niego.

Dlaczego się nie ubezpieczam?

Firmy ubezpieczeniowe to bardzo dochodowy biznes. Znana dobrze na polskim rynku Grupa PZU generuje co roku tyle zysku, że nie wiedzą co z napływającą gotówką robić (zysk netto za 2012 roku to 3,25 miliarda PLN!). Na czym zarabia ubezpieczyciel? Na prawdopodobieństwie. Przeciętnie każdy klient ubezpieczyciela musi wpłacić więcej składek niż otrzyma później pieniędzy z ubezpieczenia. Tylko wtedy biznes może być opłacalny.
Nie chcę tutaj robić wykładu ze statystyki, ale postaram się to w prosty sposób wytłumaczyć. Do przykładu weźmy sobie jakieś zdarzenie, na które można się ubezpieczyć, na przykład ciężki wypadek, którego skutkiem jest paraliż dolnej połowy ciała i niezdolność do pracy. Na potrzeby przykładu załóżmy także, że masz obecnie 30 lat. Ubezpieczyciel posiada bardzo dokładne dane statystyczny (stale aktualizowane) mówiące jakie są szanse na to, że takiemu wypadkowi ulegniesz. Oczywiście jest to zależne od wielu czynników, takich jak wiek, płeć, historia przebytych chorób zarówno u Ciebie jak i w rodzinie (choroby dziedziczne), wykonywanej pracy, i tak dalej. Załóżmy, że udzielasz wszystkich wymaganych informacji. Po ich zebraniu ubezpieczyciel sprawdza w swoich danych statystycznych jakie jest prawdopodobieństwo, że ulegniesz wypadkowi na którego skutki się ubezpieczasz. Załóżmy, że z obliczeń wychodzi iż masz 50% szans wystąpienia zdarzenia w ciągu najbliższych 40 lat. Przyjmijmy teraz, że chcesz się ubezpieczyć na kwotę 100 000 PLN. Aby biznes był dla ubezpieczyciela opłacalny musisz w okresie trwania ubezpieczenia wpłacić średnio więcej pieniędzy niż wynosi Twoja kwota ubezpieczenia pomnożona przez prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzenia na które się ubezpieczasz. W naszym przykładzie ubezpieczasz się na 100 000 PLN. Połowa osób podobnych do Ciebie ulegnie takiemu wypadkowi w ciągu 40 lat, a więc połowie ubezpieczonych trzeba będzie wypłacić po 100 000 PLN. Drugiej połowie nie trzeba będzie nic płacić. W związku z tym koszt jednego ubezpieczonego to:

100 000 PLN * 50% = 50 000 PLN

Ile w takim razie będzie wynosić roczna składka ubezpieczeniowa? Aby ubezpieczyciel wyszedł na zero minimalnie musi to być:

50 000 PLN / 40 lat = 1250 PLN

Oczywiście w kwocie 1250 PLN nie ma ani zysku, ani kosztów ubezpieczyciela. Trzeba opłacić zatrudnianych pracowników, utrzymać zajmowane nieruchomości, itd. Nie wiem ile może wynosić narzut i nie chcę zgadywać. To co musisz zapamiętać to fakt, że ubezpieczenie dla przeciętnego człowieka (z punktu widzenia statystyk ubezpieczyciela) jest nieopłacalne, ponieważ zazwyczaj więcej zapłaci się składek ubezpieczeniowych niż otrzyma odszkodowania. Dlatego właśnie ja się nie ubezpieczam. Uznałem, że pieniądze, które miałbym przeznaczyć na składkę, wolę odłożyć i zrobić z nich fundusz ubezpieczeniowy z którego będę mógł skorzystać w razie wystąpienia nieszczęśliwych zdarzeń. Ma to dla mnie taką zaletę, że pieniądze z funduszu ubezpieczeniowego mam u siebie, a nie u ubezpieczyciela i to ja czerpię korzyści z ich inwestowania, ja dostaje od nich odsetki bankowe, ja się na tych pieniądzach bogacę. Z drugiej strony może być tak, że zdarzenie wystąpi szybciej niż uzbieram założoną kwotę – wtedy mogę nie mieć wystarczająco dużo pieniędzy by pokryć koszty. Może też być tak, że będę akurat tym człowiekiem, który będzie miał w życiu pecha i nieszczęśliwe zdarzenia spotkają mnie więcej niż raz czy dwa. Wtedy pieniędzy również mi zabraknie, podczas gdy ubezpieczyciel musiałby płacić (czasem trzeba ich do tego zmuszać w sądzie ;)).

Zarówno korzystanie z usług firmy ubezpieczeniowej jak i zabezpieczanie się na własną rękę mają swoje wady i zalety. Obojętnie którą drogę wybierzesz nie będzie ona zła. Może być co najwyżej gorsza, ale tego nie jesteś w stanie przewidzieć. Osobiście postępując w ten a nie inny sposób podejmuję świadome ryzyko i nie namawiam Cię do ślepego naśladowania mnie, ale do zastanowienia się nad tym. Fundusz ubezpieczeniowy dający mi i mojej rodzinie poczucie komfortu to 100 000 PLN. Jest to jednocześnie nasz kapitał inwestycyjny, który lokujemy w sposób niegenerujący dużego ryzyka (lokaty, fundusze obligacyjne).

 

Zakupy bez kredytu

OK., przyznaję – nie lubię kredytów 🙂 Nie lubię życia na kredyt, nie cierpię spłacania rat, nie rozumiem po co ludzie biorą kredyty jeśli mają dostępne środki pieniężne na zakup który planują (nie dotyczy inwestycji podpartych kredytem – tutaj widzę sens, jeśli biznes się spina). Można powiedzieć, że jestem uprzedzony do kredytów.

Czy to oznacza, że moja stopa nigdy nie stanęła w krainie rozpusty kredytowej? Bynajmniej. Na studiach byłem posiadaczem kredytu studenckiego, a obecnie korzystam z karty kredytowej. Dlaczego w takim razie tak nie lubię kredytów? Przede wszystkim dlatego, że większość produktów kredytowych generuje dodatkowe koszty dla Klienta. Kredyty zostały wymyślone po to, aby posiłkować się nimi w sytuacjach awaryjnych, a nie po to żeby żyć cały czas na kredyt. Tak samo jak w przypadku ubezpieczeń, kredytodawca (zazwyczaj bank) musi na kredycie zarobić, co oznacza, że ktoś musi to biznesu dopłacić i tym kimś jest oczywiście kredytobiorca. Jeśli będziesz oszczędzać i dokonywać zakupów korzystając z odłożonych pieniędzy zamiast z kredytu będziesz w lepszej kondycji finansowej. Po pierwsze postępując w ten sposób nigdy nie wpadniesz w spiralę zadłużenia, a po drugie nie będziesz do zakupów dopłacać (jeszcze raz – kredyt to dodatkowy koszt).

Moralność pożyczkodawcy

Kredyty to świetny biznes dla banków, a jeszcze lepszy dla firm pożyczkowych typu Provident. Umowy kredytowe konstruowane są w zawiły sposób i często zawierają zapisy, które są niekorzystne dla Klienta, ale niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę (prawie nikt nie czyta dokładnie podpisywanych umów). Kredyt jest łatwo wziąć, ale później okazuje się, że ciężko go spłacić. mBank ostatnio wprowadził kredyt „One Click”, który możesz wziąć w 30 sekund. Przyznaję, że z punktu widzenia procesu kredytowego jest to nie lada osiągnięcie i twórcy zasługują na pochwałę, ale z drugiej strony… każdy powinien mieć świadomość tego na co się godzi i jakie będą tego konsekwencje. Nikt w 30 sekund nie jest w stanie przeczytać i zrozumieć dokumentów kredytowych. Oczywiście to nie jest wina wyłącznie pożyczkodawców ale także ludzi. Niewiele osób wie czym tak naprawdę jest kredyt i ile dokładnie kosztuje, bo chcą dostać pieniądze ale nie chcą włożyć odpowiedniego wysiłku w wyedukowanie samych siebie. Większość patrzy tylko na wysokość raty i zastanawia się czy będzie w stanie ją spłacić. Nie tędy droga! Jeśli z kredytów korzystaliby tylko ludzie, którzy dokładnie zdają sobie sprawę z tego w co się pakują, to nie czytalibyśmy kolejnych artykułów o tym jak to dziadek wziąć 30 tys. kredytu, a musi spłacić 120 tys. Kredyt jest potrzebnym produktem, ale ludzie używają go niezgodnie z jego przeznaczeniem. Zastanów się dwa razy dziesięć razy zanim weźmiesz kredyt. Usiądź, dokonaj wyliczeń. Sprawdź ile pieniędzy dopłacisz na same koszty kredytu i zweryfikuj czy branie kredytu się opłaca.

Żyj z oszczędności, a nie z kredytu – to jest moja uniwersalna i sprawdzona rada.

Dlaczego używam wybranych produktów kredytowych?

Po tym całym zaklinaniu kredytów należą Ci się słowa wyjaśnienia.

O kredyt studencki wystąpiłem na studiach najszybciej jak się dało i pomimo moich przekonań nie zrobiłem tego z konieczności, ale z wyrachowania. Od mojego kuzyna dowiedziałem się, że taki kredyt jest mocno preferencyjny: jest dofinansowany przez państwo, ma okres przejściowy po zakończeniu wypłacania kredytu kiedy nie trzeba go spłacać (u mnie były to dwa lata), nie ma dodatkowych opłat za przygotowanie i rozpatrzenie wniosku, oraz za wcześniejszą spłatę kredytu. Moi rodzice nie zarabiają kroci, więc o kredyt mogłem się spokojnie ubiegać. Usiadłem więc i dokonałem obliczeń, z których wynikało że nawet jeśli nie będę wcale wydawał pieniędzy z kredytu i będę trzymał je na lokacie, to zarobię na spłatę odsetek i jeszcze coś z tego zostanie. Krótko mówiąc były to darmowe pieniądze po które wystarczyło się schylić, co też uczyniłem. Ponieważ całe studia dorabiałem, a od drugiego roku wzwyż miałem stypendium naukowe, to kredytu wcale nie wydałem. Leżał sobie grzecznie na lokacie i zarabiał na siebie. Spłaciłem go trzy i pół roku po zakończeniu studiów. Na początku chciałem go spłacać do końca ratami, bo tak było najopłacalniej, ale denerwowało mnie to i któregoś dnia spłaciłem go w całości, żeby mieć spokój.
Tak więc w moim przypadku kredyt studencki był niemalże inwestycją, ale uwaga – opłacalność takiej inwestycji jest zależna od aktualnych uwarunkowań rynkowych. To że kilkanaście lat temu można było na tym zarobić nie oznacza, że teraz też się da.

Pisałem też wcześniej, że korzystam z karty kredytowej. Tutaj też mam swoje usprawiedliwienie 😉 Pomimo iż karta kredytowa jest produktem kredytowym, to można z niej korzystać w sposób, który nie generuje żadnych dodatkowych kosztów, a mianowicie spłacać ją w okresie bezodsetkowym (tzw. „grace period”). Mam kartę z programem partnerskim, który przynosi mi wymierne korzyści, więc ponownie jest to wyrachowany wybór, a nie kredyt. Któregoś razu napiszę Ci więcej o mojej karcie i powiem jak z niej korzystam i co z tego mam.

Chociaż sam nigdy nie miałem kredytu hipotecznego, to uważam że zasługuje on również na krótki komentarz. Doskonale rozumiem, że dla części młodych osób, małżeństw kredyt hipoteczny to jedyna możliwość posiadania swojego własnego mieszkania i po prostu trzeba go wziąć. To jest właśnie ten przypadek, kiedy kredyt bierze się z konieczności. Jak nie ma wyjścia to nie ma, ale wtedy trzeba się skupić na jak najszybszej spłacie zobowiązania, aby nie być niewolnikiem takiego kredytu przez 30 lat. Do tego ponownie przyda się kontrola swoich finansów i wstrzemięźliwość finansowa 🙂

 

Mam nadzieję, że powyższe informacje będą dla Ciebie użyteczne i skłonią Cię do przemyśleń, a w konsekwencji pomogą Ci efektywniej budować Twoje finanse osobiste. Miłego dnia! 🙂

 

2 Comments

  • Sowa Finansowa Posted 25 sierpnia 2019 12:33

    Oszczędzanie jest bardzo ważną kwestią, jednak w praktyce nie zawsze wychodzi to tak jak powinno. Większość z nas nie ma w sobie genu oszczędzania albo na nasze zaplanowane wydatki po prostu naszych oszczędności nie starczy. Wtedy musimy wybrać ofertę pożyczki lub kredytu.

    • Marysia Pabich Posted 27 sierpnia 2019 16:14

      Bzdura! Tu nie chodzi o geny, oszczędzania można się nauczyć i warto!

Add your comment or reply. Your email address will not be published. Required fields are marked *