Trafiłem ostatnio na bardzo ciekawy i prawdziwy film na YouTube, pokazujący w jak selektywny sposób ludzie reagują na krzywdę drugiego człowieka w zależności od jego ubioru. Akcja tego krótkiego filmu toczy się na zatłoczonej ulicy. Bohaterem jest chłopak, który symuluje nagły atak kaszlu i bólu. Upada zwijając się w pół, kładzie się na chodniku. Oczywiście sytuacja jest symulowana, a scena odgrywana jest wielokrotnie w dwóch wariantach. W wariancie pierwszym chłopak ubrany jest “młodzieżowo“. Nie wygląda na jakiegoś totalnego brudasa, czy bezdomnego, ale nie jest też elegancki. W drugim wariancie chłopak ma na sobie garnitur i wygląda na porządnego pracownika biurowego.
[embedvideo id=”QXjEmoNKmGs” website=”youtube”]
Czy jest dla Ciebie zaskoczeniem, że w wariancie pierwszym nikt nie podchodzi do leżącego na ziemi człowieka aby sprawdzić co się stało? Zauważ, że dzieje się tak mimo iż leżąc na ziemi chłopak prosi o pomoc. Ludzie mijają go zupełnie obojętnie, tak jakby wcale go tam nie było. Niektórzy z nich nawet nie omiatają go wzrokiem. Inaczej ma się sytuacja w scenie drugiej, kiedy chłopak ubrany jest w garnitur. Reakcja tłumu jest niemal natychmiastowa i żywiołowa, całkowicie odmienna od poprzedniej.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego ludzie mijają obojętnie leżącą na ziemi osobę proszącą na głos o pomoc?
Powodów jest moim zdaniem kilka.
Wygląd robi różnicę
Po pierwsze, tak jak pokazuje sam film, ludzie reagują odmiennie w zależności od wyglądu drugiego człowieka. Zostało to wielokrotnie udowodnione poprzez różne eksperymenty społeczne. Dużo łatwiej utożsamiamy się z kimś podobnym do nas i wtedy częściej jesteśmy skłonni nawiązać z taką osobą kontakt, czy udzielić pomocy. Nie bez powodu uczy się sprzedawców i biznesmenów na szkoleniach, że bardzo ważne jest pierwsze wrażenie. Jak widać może ono nie tylko pomagać w otrzymaniu pracy, czy podpisaniu lukratywnego kontraktu, ale nawet uratować Ci życie.
Znieczulica społeczna
Po drugie, działa tutaj mechanizm znieczulicy społecznej, o której pisałem wcześniej tutaj. W dzisiejszych czasach ludzie są wyprani z uczuć i często nie zauważają, lub nie chcą zauważyć cierpienia innych. Myślą: „Pewnie jakiś pijak, niech leży, dobrze mu tak!”, „Trzeba było tyle nie chlać!”. Pewnie w wielu przypadkach mają rację, ale to nie oznacza, że można przejść obok takiego człowieka obojętnie. Miejmy trochę więcej empatii dla innych, dokładnie tyle ile chcielibyśmy sami otrzymać.
Brak podstawowej edukacji medycznej
Po trzecie, ludzie mijający leżącego na ziemi człowieka, czy to zwijającego się z bólu, czy nieprzytomnego, muszą mieć zerowe pojęcie o pierwszej pomocy. Już w podstawówce nauczono mnie, że do leżącego człowieka trzeba ZAWSZE podejść i sprawdzić co się stało. Pijaka rozpozna się szybko, po woni alkoholu, ale nieważne czy pijak, czy nie pijak, zawsze trzeba się upewnić czy ten ktoś oddycha, ma puls i czy nie potrzebuje pomocy medycznej. Można uratować w ten sposób komuś życie. Spróbuj sobie wyobrazić różne sytuacje, które mogły sprawić, że ktoś leży nieprzytomny na ziemi (obojętnie jak jest ubrany). Może to epileptyk? Może cukrzyk? Może miał zawał serca? Może się poślizgnął i stracił przytomność uderzając głową w bruk? Jestem pewien, że dasz radę wymyśleć dziesiątki scenariuszy, w których leżąca na ziemi istota ludzka nie jest ucinającym sobie drzemkę menelem. Pamiętaj o tym.
Społeczny dowód słuszności
Po czwarte, działa tutaj zasada społecznego dowodu słuszności, i to właśnie ten temat chciałbym dziś szerzej opisać. Społeczny dowód słuszności to zjawisko obecne w społeczeństwie od wieków, ale dopiero w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat zostało naukowo zbadane i udokumentowane. Od tego czasu służy jako jedna z metod wywierania wpływu na ludzi i jest wykorzystywana szeroko w mediach, sprzedaży i marketingu. Doskonały opis tego zjawiska można znaleźć w książce Roberta Cialdiniego pod tytułem „Wywieranie wpływu na ludzi”, gdzie poświęcony jest mu cały rozdział. Cialdini na kilku przykładach pokazuje w jaki sposób można manipulować ludźmi wykorzystując reakcje większości. W życiu codziennym każdy z nas dostrzega czasem takie działania, a samo zjawisko zwiemy zazwyczaj owczym pędem. Warto jednak wiedzieć, że kryje się pod tym coś więcej niż tylko trendy czy chwilowa moda. Znakomita większość ludzi to imitatorzy, a w związku z tym jeśli jesteśmy w stanie pokazać komuś, że większość postępuje w sposób A, to mamy spore szanse, że on także postąpi w sposób A, a nie w sposób B. Kiedy wielu ludzi coś robi, to wychodzimy z założenia, że jest to prawdopodobnie postępowanie właściwe. Pośród przykładów przytaczanych przez Cialdiniego możemy wyczytać takie ciekawostki jak:
– puszczanie sztucznego śmiechu w serialach komediowych powoduje, że serial wydaje się widzom zabawniejszy,
– podstawianie sztucznych wiernych w kościele, którzy wrzucają pieniądze na tacę, dając tym samym społeczny dowód słuszności takiego postępowania pozostałym uczestnikom nabożeństwa,
– uwypuklanie w reklamach takich przymiotników jak „największa”, „najszybciej rosnąca” (na przykład sprzedaż), aby pokazać, że inni klienci myślą iż jest to najlepszy produkt na rynku (kojarzycie reklamę Play „Najszybciej rozwijająca się sieć w Polsce”?),
– kreowanie społecznego dowodu słuszności poprzez wynajmowanie ludzi stojących w kolejce po bilety do kina czy teatru
– leczenie fobii u dzieci poprzez wyświetlanie im filmów, na których widać jak inne dzieci nie boją się robić danej rzeczy (na przykład bawić się z psem).
Najbardziej jednak utkwiła mi w pamięci historia zabójstwa Catherine Genovese w Nowym Jorku. Zabójstwo Catherine nie było typowym zamachem, czy kilkusekundowym epizodem podczas którego zamachowiec dokonuje morderstwa i szybko ucieka z miejsca zbrodni. Było zupełnie odwrotnie. Catherine była napastowana przez swojego zabójcę przez 35 minut. Napad był długotrwały, głośny i publiczny. Ofiara w ciągu tych 35 minut była wielokrotnie chwytana przez oprawcę i wielokrotnie uciekała, wołając głośno o pomoc, aż w końcu zginęła od kolejnego ciosu zadanego nożem. Jak wyjawiło śledztwo policji, sytuacja ta została zauważona przez 38 sąsiadów ofiary i żaden z nich nie zrobił nic, nawet nie wykonał telefonu na policję (a były to czasy, kiedy ludzie mieli już w domach telefony, rok 1964!). Ci sąsiedzi, to nie byli wspólnicy kata, nie należeli do mafii, gangu, czy yakuzy. Ot zwyczajni, przeciętni obywatele. Dlaczego więc nikt nie zareagował? Sami byli tym zszokowani i podawali różne, nader słabe wyjaśnienia, takie jak „Nie chciałem się dać wciągnąć w bójkę”. A wystarczyłby przecież jeden anonimowy telefon by uratować tej kobiecie życie. Przez lata dziennikarze i naukowcy snuli różne tezy wyjaśniające ten nader dziwny przypadek, ale ostateczne wyjaśnienie zagadki przyniosła psychologia tłumu. Wśród wszystkich świadków zdarzenia wystąpiło rozproszenie odpowiedzialności. Jeżeli wiele osób jest w stanie udzielić pomocy, to każdy z nich myśli, że zrobi to ktoś inny i w rezultacie nikt tego nie robi.
To właśnie ta sytuacja skojarzyła mi się z przedstawionym wyżej filmikiem. Sytuacje wymagające naszej reakcji często są trudne w interpretacji. Czy powinniśmy zareagować na głośną kłótnię za ścianą? Może to nic wielkiego? Zwyczajna sprzeczka, tylko trochę głośniejsza. A ten facet leżący na ziemi? Może to pijak i śpi? A może miał zawał serca i właśnie umiera? W przypadku niejasnych sytuacji zazwyczaj pojawia się w naszej głowie taka wątpliwość, ale odruchem ludzkim jest sprawdzić jak na sytuację reagują inni, dlatego zamiast zareagować zaczynamy się ukradkiem rozglądać. Widząc, że inni się zdarzeniem nie przejmują uznajemy, że zapewne nie dzieje się nic groźnego i ignorujemy sytuację. Zapominamy o tym, że ludzie na których patrzymy tak samo jak my poszukują w otoczeniu reakcji innych i tak samo jak my odchodzą, utwierdzeni w swoim zachowaniu poprzez społeczny dowód słuszności.
Niezwykle interesujące jest to, że konsekwencją tego rozumowania jest obalenie mitu „chowania się w tłumie”. Z punktu widzenia ofiary większe szanse na otrzymanie pomocy występują przy pojedynczym świadku niż przy grupie!
Przeprowadzono w tym temacie wiele dodatkowych badań, które dobitnie pokazywały, że w przypadku niejasnych okoliczności ludzie ulegają reakcji innych osób. Na przykład w jednym z eksperymentów 75% świadków reagowało widząc dym wydobywający się spod drzwi sąsiada kiedy byli sami. Odsetek reagujących spadał do 38% gdy świadków było troje, a w trzecim wariancie, kiedy dwóch świadków było podstawionych i poinstruowanych by zachowywać się „jak gdyby nic się nie stało”, odsetek reagujących na zdarzenie spadał do 10%. Zupełnie inaczej wypadały badania, w których nie było wątpliwości, że ofiara potrzebuje pomocy. W takich przypadkach zawsze pomoc była udzielana.
W codziennym życiu rzadko jednak zdarza się, aby sytuacja była jednoznaczna, dlatego pamiętaj o społecznym dowodzie słuszności, podejmuj świadomą decyzję opartą na pesymistycznym scenariuszu, nie odchodź obojętnie.
I na Hipokratesa, proszę Cię, nie zostawiaj nieprzytomnych ludzi bez pomocy. Reagując możesz uratować komuś życie!