Obudzić się za dnia

Obudzić się za dnia

Obudzić się za dnia

Żyjemy w świecie konsumpcjonistycznym. Dla większości “posiadanie” jest w życiu celem nadrzędnym. Nowy samochód, telewizor, komputer, smartfon, zegarek, dom, meble, ubrania. Każdy kolejny zakup jest niespełnioną nadzieją na nowe, lepsze życie. Każda nowa rzecz staje się na kilka ulotnych chwil obiektem hołdu, tylko po to by za moment odejść w szarość codzienności, albo zostać zastąpionym przez następnego, równie nietrwałego bożka. Spirala się nakręca. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu i rok po roku. Czerwony balon pompowany całymi latami aż do granic wytrzymałości w końcu pęknie. Sprężyna ściśnięta ciężarem tysięcy złych myśli upychanych w nieodwiedzanych na co dzień zakamarkach naszej świadomości w końcu wystrzeli, a pył i kurz przykryją świat czarnym całunem. Ale jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz.

Muszę pracować. Więcej, więcej, więcej. Wszystko kosztuje, w życiu nie ma nic za darmo. Za wszystko trzeba zapłacić, a potrzeb jest tak wiele. 40 godzin tygodniowo to za mało. Za mało pieniędzy. Nie wystarczy na wszystko, potrzeba więcej, dużo więcej. Jeszcze tylko kupię rzeczy z tej listy i wtedy będę już mieć wszystko. Będzie można usiąść i spokojnie odpocząć. Ale jeszcze nie teraz. Teraz trzeba pracować. Nikt nie pomoże. Umiesz liczyć, licz na siebie. Więcej, mocniej, ciężej. Do utraty tchu. Do dna.

Świat jest albo szary, albo kolorowy. W większości szary. Każdy dzień jest szary. Zaczyna się lekko szaro, a następnie ciemnieje z godziny na godzinę. A może gęstnieje? Każda godzina wydaje się dłuższa od poprzedniej, każda wymaga trochę więcej energii, którą wysysa ze mnie. To tak jakby mieszać gotujący się kisiel cienkim patykiem, który na koniec po prostu musi się złamać. Sztuką jest przestać mieszać zanim to się stanie. A wtedy, kiedy nie jest już nawet szaro, tylko zwyczajnie ciemno-czarno, w końcu robi się kolorowo. To taki ostatni alkoholowy przebłysk przed totalnym zaćmieniem. Ostatni flesz lampy stroboskopowej przed końcem imprezy. Ostatnia dobra nuta przed nocną ciszą. Zasypiam w wirującym pokoju. Wydaje mi się, że ktoś do mnie coś mówi, ale widzę tylko otwierające i zamykające się usta. Nic nie słyszę. Wszystko zagłusza nieustanny pisk, taki jak wydobywał się czasem ze starego telewizora w domu rodziców, tylko że tysiąc razy głośniejszy.

I znów jest szaro. Wiem, nawet bez otwierania oczu. Słyszę budzik i chcę go wyłączyć, ale nie mogę. Naprawdę chcę, próbuje z całych sił, ale po prostu nie mogę. Nie mogę ruszyć ręką, ani nogą, ani niczym innym. Nie mogę otworzyć oczu, ani ust. Nie mogę nic powiedzieć. Czuję ogromny ból w klatce piersiowej, tak jakby ktoś usiadł na mnie, a do tego dusił rękami moje gardło. Czuję łzy. Chcę się szarpać i wyrwać, ale nie mogę. Bezsilność i strach. Mój umysł panikuje i dusi się ze strachu, a moje ciało powoli umiera z braku tlenu. Nic nie mogę zrobić. To koniec. Tak po prostu. Przestaję działać. Baterie się wyczerpały, nie ma już prądu, nie ma energii. Czego się spodziewałem? Nic nie trwa wiecznie. Harowałem do porzygu, jak wół, albo jak osioł. Dzień, za dniem, za dniem. Do kolejnej wypłaty i do następnej. Czego więcej mogę oczekiwać? Tak musiało być. Tak już jest. Tak jest…

Świat jest okrutny. Naprawdę bezlitosny. Zawsze mnie gnoił i poniewierał, zawsze pokazywał mi środkowy palec. I zrobił to ponownie. W chwili kiedy pogodziłem się już ze wszystkim i byłem gotowy odejść w czekającą na mnie pustkę nicości wszystko zniknęło. Moje ciało znów należało do mnie. Wziąłem najgłębszy oddech na jaki było mnie stać. Poczułem, że to mój pierwszy prawdziwy oddech od lat. Powietrze było chłodne i suche, niezwykle przyjemne. Otworzyłem oczy i zobaczyłem świat, jakiego nigdy nie widziałem. Piękny, pełen barw i dźwięków. Inny niż ten, który znałem.

Nowy świat, mój zupełnie nowy świat.

.

🙂 Tak mnie jakoś natchnęło 🙂 Czy masz czasami takie dni, kiedy myślisz, że najwyższy czas coś w swoim życiu zmienić? Pewnie tak, wszyscy je mamy. Dla niektórych takie chwile są faktycznie przełomowe i pozwalają oni dać im się porwać na nowe, nieznane wody. Dla większości jest to tylko chwilowy impuls, który ginie za moment w codzienności. Nie na zawsze. Kiedyś powróci ponownie i za każdym razem będzie odrobinę mocniejszy, aż w końcu będzie dostatecznie silny, by przełamać stawiany mu opór.

Miłego dnia 🙂

.

7 Comments

  • Justyna Posted 26 stycznia 2015 18:38

    Tylko jak tu żyć wolniej, spokojniej, i bardziej “rozsądnie”, kiedy codzienność -zwłaszcza od ludzi młodych- wymaga niesamowitego wysiłku i gonitwy, aby cokolwiek w życiu osiągnąć.
    Świetny artykuł! 🙂
    Pozdrawiam, Justyna

    • Tomek Pabich Posted 26 stycznia 2015 21:03

      Justyna, myślę że jest wiele sposobów. Życie to ciągłe podejmowanie trudnych decyzji, zawsze coś za coś. Nie trzeba brać udziału w tzw. wyścigu szczurów (choć nie lubię tego określenia), ale to zawsze będzie kosztem czegoś innego. Zwyczajnie, jak przy każdej decyzji trzeba zapytać samego siebie: co jest dla mnie ważniejsze. W zależności od tego na jakim etapie życia jesteśmy odpowiedź może być inna nawet u tej samej osoby. Dlatego nigdy nie ośmieliłbym się skrytykować kogokolwiek za ścieżkę życiową lub zawodową, jaką obrał, no i z drugiej strony wierzę głęboko, że zawsze można ją zmienić i wywrócić swoje życie do góry nogami. Trzeba tylko zrobić to z głową.

  • Lidka Posted 26 stycznia 2015 19:56

    Tomek, fajnie tekst. Pracując w firmie takiej jak moja, widzę codziennie jak bardzo ludzie są nastawieni na to, żeby kupić-wydać kasę. Ja trzy może cztery lata temu zdałam sobie sprawę, że czasami pod wpływem impulsu, bezmyślnie, kupowałam coś bez czego mogłam się spokojnie obejść i od tamtego momentu zanim chcę coś kupić zadaję sobie proste pytanie-czy jest mi to naprawdę potrzebne, niezbędne? Zazwyczaj odpowiadam sobie-nie potrzebuję tego. To tak odnośnie konsumpcyjnego życia. Podoba mi się tytuł ,,Obudzić się za dnia,, Właśnie jestem po kolejnym dniu, który zmieni moje 40 godzin w 50 a może w więcej i to nie dlatego, żeby coś mieć, żeby nacieszyć się nowym gadżetem. Dziś firmy, korporacje to machina której jesteśmy tylko jednym z trybików. Ważne są wyniki, cyferki, słupki. Często tak jak Wy, mam ochotę powiedzieć dość. Sam chyba wiesz, że to nie takie proste. Wątpliwości, pytania, pomysł na to co dalej.
    Ale może kiedyś nadejdzie ten dzień…:) Pozdrawiam 🙂

    • Tomek Pabich Posted 26 stycznia 2015 20:58

      Nie przestawaj marzyć, marzenia się spełniają. Trzeba im tylko pomóc, wyznaczyć sobie konkretny cel i konsekwentnie do niego dążyć. My do naszego dążyliśmy malutkimi kroczkami przez prawie 10 lat 🙂

  • Marcin Gorecki Posted 26 stycznia 2015 21:38

    Ja zdecydowalem sie na zmiane sposobu zycia w ciasie wakacji. Jezdzilismy samochem i sluchalismy audiobook “Doliny Ksiezycowej” Jacka Londona. Zlozenie przezyc bohatera z mysla, ze za tydzien znow mam byc na serii meetingow spowodowalo, ze zlozylem wymowienie pierwszego dnia po powrocie z wakacji. I zycie stalo sie lepsze!

    • Tomek Pabich Posted 27 stycznia 2015 09:10

      Pięknie 🙂 Widzę na FB, że angażujesz się teraz w wiele ciekawych rzeczy. Powodzenia! 🙂

  • Marian Posted 27 stycznia 2015 17:26

    Co byśmy nie mówili, każdy z nas jest utytłany w codziennym błocku po łokcie. Czy robi się jedno czy drugie, i tak zbyt często rozpatrujemy swoje decyzje w oparciu o “profit”. No ale cóż pozostaje, trzeba powoli, mozolnie to zmieniać i co najważniejsze, nauczyć się doceniać to co mamy dzisiaj. Amen.

Add your comment or reply. Your email address will not be published. Required fields are marked *