Pisałem niedawno, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy (październik-grudzień 2014) jeździłem na kurs instruktora lekkoatletyki organizowany przez Polską Akademię Sportu (PAS). Dziś chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z kursu, napisać co było złe, co było dobre. Być może komuś przydadzą się moje przemyślenia podczas podejmowania decyzji o uczestnictwie w tym kursie.
.
Czasowa organizacja kursu
Całość materiału jest przerabiana podczas siedmiu zjazdów weekendowych. Dla mnie akurat nie była to najlepsza opcja, ponieważ w weekend zazwyczaj mamy jakieś zawody lub bieganie z mapą, ale akurat w tym okresie roku aktywność orientalistów znacznie przygasa, w związku z czym nie było tak źle. Mam za to wątpliwości co do efektywnego wykorzystania czasu. Zajęcia zarówno w sobotę jak i w niedzielę są prowadzone od 9 do 13, czyli pół dnia. Nie wiem z jakiego powodu tak to zostało przemyślane, ale dla osób dojeżdżających z innych miast niż Warszawa jest to problem, ponieważ muszą załatwiać sobie nocleg, albo marnować czas i pieniądze na jeżdżenie w tę i z powrotem. Po kilku zjazdach doszedłem do wniosku, że być może jest to po to aby zajęcia nie były zbyt wymagające fizycznie. Sporą część z tego czasu poświęcaliśmy na praktykę i faktycznie część osób mogłaby mieć problem, gdyby zajęcia trwały 8 godzin z czego 5 w ruchu. Tak więc trochę mi to doskwierało, ale z drugiej strony widzę pewne uzasadnienie dla takiego systemu, no i dodatkowo udało mi się trochę lepiej poznać Państwa Parfianowiczów 🙂
.
Zawartość merytoryczna
Aby otrzymać legitymację instruktora należy zaliczyć część ogólną kursu instruktora, oraz część specjalistyczną. Część ogólna to całkowicie samokształcenie, czyli samodzielna nauka z materiałów dostępnych na stronie PAS. Obejmuje 100 godzin lekcyjnych (lub jeśli ktoś nauczy się szybciej, to mniej :)) i kończy się egzaminem teoretycznym w formie pisemnej, otwartej. Więcej o tym później. Część specjalistyczna obejmuje 72 godziny lekcyjne zajęć na które składają się ćwiczenia, wykłady i warsztaty, a do tego 48 godzin lekcyjnych pracy własnej kursanta (zdobywanie dodatkowej wiedzy na podstawie wskazanej literatury). Nauki jest więc całkiem dużo, ale jeśli ktoś nie robi tego kursu tylko po to żeby go mieć, to nie powinien się męczyć, bo materiał jest ciekawy.
PAS udostępnia swoim kursantom szereg dokumentów w formie elektronicznej, z których można się przygotowywać do egzaminów. W części ogólnej jest tego sporo i są dość dobrze opracowane, ale w części specjalistycznej materiałów jest mniej i są raczej ubogie. Jeśli ktoś chce się dobrze przygotować, to musi sięgnąć po literaturę, która jest omawiana na pierwszych zajęciach kursu.
.
Jakość zajęć i kadra prowadząca
Przez te siedem weekendów zajęcia mieliśmy z różnymi prowadzącymi i moje uczucia są mieszane. Byli ludzie których słuchało się z przyjemnością, a byli też tacy, którzy mnie zawiedli. Po kolei:
Dr. Jakub Adamczyk – prowadził zajęcia teoretyczne na początku i na końcu kursu. Facet ma dużą wiedzę i potrafi się nią dzielić. Pomimo iż były to jedyne zajęcia czysto teoretyczne, to był ciekawe i czas mijał szybko, a pan Jakub merytorycznie odpowiadał na wszystkie pytania.
Przemysław Radkiewicz – skok wzwyż. Nie mam zastrzeżeń, zajęcia poprowadzone sprawnie. Był to dopiero nasz drugi dzień, więc może jeszcze mało krytycznie podchodziłem do tego co nam się serwuje, ale do niczego się tutaj przyczepić nie mogę. Ktoś był niezadowolony bo skończyliśmy wcześniej, ale moim zdaniem było ok. Końcówkę zajęć spędziliśmy na rozmowie i siedzieliśmy dopóki padały pytania ze strony grupy. Gdy temat się wyczerpał (przynajmniej z naszego punktu widzenia), wtedy grupa się rozeszła. Nie widzę powodów do narzekań.
Paweł Rączka – nie tylko moim zdaniem najlepszy prowadzący. Spotykaliśmy się z nim 3 razy: biegi przez płotki, sprint i start niski, biegi sztafetowe. Za każdym razem temat zajęć był wyczerpany i prawie cały czas podczas zajęć pan Paweł serwował nam kolejne porcje teorii, a do tego w bardzo przyjaznej formie. Pomylił się raz czy dwa kiedy pytaliśmy go o niuanse przepisów lekkoatletycznych, ale to były szczegóły, na które przymykam oko.
Zbigniew Mierzejewski – rzuty. Ponownie bardzo fajne zajęcia. Wszystko wyjaśnione jasno i klarownie, ładnie poprowadzona i podsumowana metodyka. No i te piękne, niemalże modelowe rzuty oszczepem. Szkoda, że mi tak nie wychodziło 🙂
Dorota Kamień – nordic walking oraz biegi długodystansowe. To były jedne z najsłabszych zajęć. Po pierwsze nie wiem co nordic walking robił w ogóle w rozkładzie, skoro nie jest dyscypliną lekkoatletyczną (a nie zrobiliśmy na przykład wcale rzutu dyskiem i młotem). Po drugie podczas zajęć z biegów długodystansowych zmarnowaliśmy mnóstwo czasu na bieganie po lesie i robienie fartleku i interwałów kosztem teorii, która moim zdaniem byłaby dużo bardziej wartościowa. No chyba że prowadząca nie była w stanie już więcej z siebie wykrzesać. Było jeszcze mnóstwo tematów, którymi mogliśmy się zająć w sali wykładowej, a zamiast tego spędziliśmy dwie godziny na truchtaniu po lesie i rozciąganiu. Sorry, ale takie rzeczy to ja robię na co dzień, tak samo jak reszta grupy.
Paweł Januszewski – nie bez powodu jest twarzą tego kursu. Ze wszystkich prowadzących może pochwalić się największym dorobkiem lekkoatletycznym jako zawodnik, co oczywiście jest medialne, tak samo jak jego nazwisko. Był jednym z egzaminatorów podczas sprawdzianu praktycznego oraz prowadził zajęcia z marketingu sportowego i… bardzo się nimi zawiodłem. Myślałem, że to będzie perełka tego kursu. W przeciwieństwie do wspomnianego wcześniej nordic walkingu marketing sportowy mnie akurat interesował. Zajęcia trwały jednak tylko 2 godziny, które spędziliśmy na dyskusji w formie burzy mózgów. Nie mam nic do burz mózgów, są świetne, ale nie w momencie kiedy do omówienia jest tak obszerny temat i mamy do dyspozycji 2 godziny. Koniec końców nauczyłem się wielu rzeczy, których robić nie należy, ale nie dowiedziałem się co należy robić. Rozumiem, że nie ma tutaj jednego sprawdzonego przepisu i wiele zależy od inwencji twórczej i zaradności organizatora, ale pan Paweł, jako człowiek z doświadczeniem, mógł się z nami podzielić większą ilością swoich przemyśleń i sposobów na rozwiązywanie czy załatwianie spraw, zamiast marnować czas na obalanie naszych chybionych teorii i pomysłów. Szkoda.
Sandra Cichosz – wielobój oraz egzaminatorka podczas sprawdzianu praktycznego. Dobrze przygotowana merytorycznie. Przekazała nam dużo wiedzy, ale niestety forma w jakiej ja otrzymaliśmy budziła sprzeczne uczucia. Miałem wrażenie, że jesteśmy traktowani jak dwunastolatkowie, których najpierw trzeba nastraszyć i opieprzyć, a dopiero później nauczyć. Niepotrzebnie, każdy do zajęć podchodził na poważnie i moim zdaniem zabrakło tutaj trochę profesjonalnego podejścia prowadzącej do kursantów, klientów jak by nie patrzeć.
Witold Dżoń – skok w dal, trójskok, tyczka. Merytorycznie bez zarzutów, komunikatywnie przeciwieństwo pani Sandry. Słodki i uprzejmy aż czasem do przesady. Ale wrażenie jak najbardziej pozytywne, zajęcia ciekawe i zajmujące. Wciąż czekam na filmik z konkursu skoku o tyczce, który nam obiecał przekazać 🙂
Podkreślę na koniec, że to co napisałem to nie są tylko i wyłącznie moje wrażenie, ale zdaniem większości grupy. Rozmawiałem z wieloma osobami i każdy miał podobne zastrzeżenie i pozytywy co ja. Rączka FTW! 🙂
.
Egzaminy
Mieliśmy trzy egzaminy.
Pierwszy zdawaliśmy z części ogólnej (oprócz osób, które zaliczyły to wcześniej lub były z tej części zwolnione). Egzamin składał się z 6 otwartych pytań i trwał godzinę. Był dość wymagający i wiele osób miało problemy z jego zaliczeniem (pisało go jednocześnie wiele grup i nasza wypadła akurat całkiem nieźle).
Drugi był egzamin praktyczny z części specjalistycznej. Tutaj naszym zadaniem było poprowadzenie zajęć o wylosowanej tematyce. Na przykład: ‘ćwiczenie nogi zakrocznej w biegu przez płotki na 400m’. Bardzo fajny egzamin, na którym można się było wiele nauczyć chociażby obserwując to co robią inni podczas swojej kolejki. Dodatkowo każde pytanie było na koniec uzupełniane przez Panią Sandrę lub pana Pawła tym, czego prowadzącemu zabrakło. Można powiedziec, że to był bardziej taki ‘crash course‘ praktyczny niż egzamin. Fajna pigułka wiedzy.
Egzamin teoretyczny z części specjalistycznej – dwadzieścia kilka pytań, część krótkich, część długich. Większość miała formę otwartą. Czas pisania – 1 godzina. Egzamin dość trudny, ale pytania były sensowne i faktycznie sprawdzały wiedzę, którą instruktor LA powinien posiadać.
Egzamin poprawkowy – nie byłem, ale słyszałem od ludzi, że na poprawkowym jest naprawdę ciężko i nieprzyjemnie.
Podobało mi się, że egzaminy nie były farsą i trzeba było naprawdę coś umieć, żeby je zaliczyć. Zasada ‘płacę, więc mi się należy‘ w tym przypadku nie działała, i bardzo dobrze. Tak powinno być.
.
Podsumowanie
Kurs instruktora lekkoatletyki organizowany przez PAS pozostawił we mnie pozytywne wrażenia. Było kilka zajęć w czasie kursu, które można poprawić (i jeśli czyta to ktoś z kadry lub obsługi kursu, to jak najbardziej należy to zrobić!), ale generalnie kurs dobrze przygotowuje do papieru instruktora lekkoatletyki, jaki się po nim dostaje. Nie kosztuje też majątku (999 PLN część specjalistyczna i 350 PLN część ogólna). Drogo robi się dopiero po dodaniu kosztów dojazdów i noclegów w przypadku gdy ktoś nie jest z Warszawy.
.
Jeśli masz pytania, to zadaj je w komentarzu. Jeśli chcesz podzielić się własnymi przemyśleniami po ukończonym kursie, to również zapraszam do dodania swoich trzech groszy 🙂 Trzymaj się!
.
2 Comments
Fajna rzetelna opinia. Ja robiłem ten kurs w PAS rok wcześniej, u nas nie prowadzili zajęć ani Januszewski ani Kamień (czyli jak wynika najsłabsi z Twojego opisu), ale mieliśmy jeszcze 5 wykładowców więcej. Ja nie mogę o nikim powiedzieć złego słowa, wspaniali fachowcy, nauczyłem się wiele pomimo wcześniejszej 10 letniej kariery zawodniczej (sprinty). Pozdro!
No to super 🙂